
Jako osoba, która od dzieciństwa miała styczność z zagraniczną edukacją, pragnę podzielić się z Wami elementami historii mojego życia. Pomyślałem, że mogą być dobrym przykładem na to, jak takie doświadczenia kształtują młodego człowieka, umożliwiając czerpanie z różnych kultur i dzielenie się tym, co my – Polacy – możemy zaoferować innym.
Zwracając uwagę na perspektywy życiowe, zawodowe i akademickie powstałe w wyniku międzynarodowej edukacji, pragnę również opowiedzieć o kulisach powstania JDJ International Open Schools. To przedsięwzięcie, którego misją jest udostępnienie zagranicznej edukacji dla jak największej ilości młodych osób w naszym kraju. Takiej edukacji, do której – jeszcze do niedawna – dostęp mieli nieliczni. Teraz jednak, dzięki rozwojowi technologii i przystępności cenowej (wynikającej m.in z nieposiadania stacjonarnej placówki i innowacyjnych technik kształcenia), jest dostępna dla znacznie szerszego grona osób.
Zacznijmy od początku.
W wieku 10 lat po raz pierwszy zostałem ”królikiem doświadczalnym” firmy mojego ojca. Zaczęła się ona zajmować wysyłaniem Polaków na kursy językowe i do szkół średnich za granicą, a niebawem także tworzeniem sieci szkół językowych JDJ w kraju (do 2011 r.).
No więc gdy dziesięcioletni Wojtuś przystrojony w czapkę, t-shirt i plecak z logotypem firmy (co – notabene – stało się powodem nadania mu przezwiska “baner” przez kolegów w podstawówce) wyruszył na swój pierwszy zagraniczny kurs. Miał za zadanie “przetestować” nową partnerską szkołę językową w Anglii.
Dziesięcioletni Wojtuś w koszulce JDJ
Na kursie niemieckiego w szkole językowej pod Monachium
Pamiętam, że zostałem odprawiony na ponad 24-godzinną podróż autokarem (tak, wtedy jeszcze autokarem 😲) na Wyspy. Kwaterunek otrzymałem u angielskiej rodziny goszczącej, która mieszkała niedaleko szkoły, a pokój przydzielono mi z sympatycznym rówieśnikiem z Arabii Saudyjskiej. Mój pierwszy poranek wyglądał następująco:
Budzę się, słysząc recytowanie w języku arabskim. Otwieram oczy i widzę kolegę na dywanie, wykonującego skłony w moim kierunku. Pełen niedowierzania, otwieram oczy najszerzej, jak tylko się da, aby upewnić się, że na pewno nadal nie śnię. Rozpoczynam pełną gestykulacji i pojedynczych słów – jak na mój ówczesny zasób angielszczyzny – konwersację z międzynarodowym kolegą. Szybko okazuje się, że nie zostałem wzięty za greckiego boga Aresa, a jedynie moje łóżko okazało się być umiejscowione w tym samym kierunku, co Mekka. A to, jak się można domyślić, wpłynęło na kierunek wykonywania przez niego praktyk religijnych. Obaj zdecydowaliśmy się na zamianę łóżek.
Takie i podobnie zabawne historie towarzyszyły mi każdego lata, kiedy to spędzałem językowe wakacje w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Austrii czy USA. Najfajniejszym aspektem tych wszystkich wyjazdów, jak mi się wtedy wydawało, nie był fakt doskonalenia docelowego języka obcego, a raczej — jak na nastolatka przystało — opanowanie szerokiego zakresu śmiesznych powiedzonek (czyt. niecenzuralnych słów) w tylu językach, z ilu narodowości składała się międzynarodowa grupa rówieśników obecnych na kursie.
Po gimnazjum zostałem przyjęty do międzynarodowej szkoły z internatem w mieście o całkiem prestiżowej nazwie – Oxford. Tam, w otoczeniu kolegów i koleżanek z ponad 40 różnych krajów, rozpoczęła się moja pełna niezapomnianych przygód edukacyjna podróż przez świat.
W wielkim skrócie, edukację w takiej szkole można było porównać do procesu, w którym nauczyciele, jako prawdziwi mistrzowie swojego fachu, umiejętnie “wlewali” w nasze umysły olej z najwyższej jakości wiedzą i umiejętnościami. Byli niczym magicy, którzy po zasileniu naszych mózgów, potrafili sprawić, że nasze głowy pozostały na zawsze otwarte na świat i nowe możliwości.
Zakończenie szkoły średniej. Oxford, rok 2011.
W 2011 roku, po zdaniu międzynarodowej matury IB, udałem się do Pekinu. Tam, w ramach programu Gap Year, odbyłem staż, podczas którego – jako 19-latek – nauczałem angielskiego w chińskiej szkole podstawowej, prowadząc zajęcia dla 25-osobowych klas 6-, 7-, 8- i 9-latków. Uczniowie wołali na mnie Justin Bieber albo Harry Potter. Oczywiście wolałem być Harrym Potterem ⚡🤓.
Field Trip z uczniami. Pekin, rok 2011.
Ta przygoda to jedno z najbardziej kulturowo wzbogacających doświadczeń w moim życiu. Autorytet nauczyciela w krajach azjatyckich to coś zupełnie innego, niż mogliby doświadczyć edukatorzy w kraju nad Wisłą. Niczym dyrygent, zarządzałem klasą małych, zdyscyplinowanych uczniów, wychowanych w kulturze szacunku dla starszych. To było bardzo odświeżające i w jakimś sensie specyficzne doświadczenie.
Nadszedł czas na studia w Sydney. Wybrałem podwójny kierunek, czyli psychologię i biznes na Macquarie University. Poza studiami, angażowałem się w uniwersyteckim klubie teatralnym, pracę w restauracji, imprezy oraz stand-up. Ale o tym może innym razem.
Krótka przygoda ze stand-upem zaowocowała okładką studenckiego magazynu „Grapeshot” na Macquarie University w Sydney.
Kto był tam dłużej niż pół roku, ten wie – Chiny wciągają. Po 1,5 roku na Antypodach zatęskniłem za życiem za Wielkim Murem. Pochodząc z rodziny przedsiębiorców, wiedziałem i czułem, że w tamtym czasie Chiny były najlepszym miejscem dla młodego, aspirującego przedsiębiorcy, głodnego przygód, różnorodności kulturowej, niezależności i wrażeń.
Poskutkowało to przeniesieniem się na uniwersytet w Szanghaju na kierunek już stricte biznesowy, po którego ukończeniu pozostałem w tej 25-milionowej metropolii na kolejne lata, angażując się (poza kursami na różnych uczelniach) w rozmaite przedsięwzięcia.
Moje doświadczenia w Państwie Środka nie ograniczały się jedynie do nauki. Próbowałem swoich sił w różnych dziedzinach: od handlu bursztynem, poprzez współorganizowanie międzynarodowych konferencji gospodarczych (gdzie nawiązywałem ciekawe znajomości), aż po najbardziej satysfakcjonującą aktywność – prowadzenie agencji hometutoringowej. Jako Head Teacher uczyłem chińskie dzieci w ich domach, kierując się niemal wyłącznie metodą nauki poprzez zabawę. Byłem skuteczny dzięki swoim poprzednim doświadczeniom z uczeniem. Niemniej uświadomiłem sobie coś jeszcze, a mianowicie: chińskie dzieci mają dramatycznie mało czasu wolnego. Rodzice prześcigają się w narzucaniu swoim dzieciom ilości zajęć pozaszkolnych, siedem dni w tygodniu, niekoniecznie z myślą o dobru dziecka, a często dla podniesienia swojego statusu społecznego, mogąc pochwalić się tym przed znajomymi.
Impreza urodzinowa mojego ucznia Kimiego w Szanghaju.
Zauważyłem, jak chińskie dzieci są ograniczane w eksperymentowaniu i doświadczaniu świata. Obserwowałem, jak system tłumi naturalną, szczerą ciekawość dziecka i stawia przeszkody dla swobodnej ekspresji i krytycznego myślenia. Zamiast nagradzać aktywność, karane są drobne błędy, a otwarte, krytyczne pytania i debaty nie miały miejsca.
Te przemyślenia stały się podstawą mojej edukacyjnej filozofii jako hometutora w Chinach. Uczyłem angielskiego prawie wyłącznie przez zabawę. Dla niektórych dzieci, nasze lekcje były jedynym momentem w ciągu tygodnia, kiedy mogły się zrelaksować, pośmiać i dobrze bawić, a ku zaskoczeniu wielu chińskich rodziców – również sporo nauczyć.
Biznes zaczął się rozkręcać, a my (tzn. mój chiński wspólnik Jerry i ja) zyskaliśmy inwestora spośród rodziców jednego z naszych uczniów. Dzięki jego znajomościom twarzą naszej marki został Jinwei, prowadzący popularny w Szanghaju program telewizyjny dla dzieci o nazwie Chaotong (潮童).
Impreza z okazji owarcia naszej agencji hometutoringowej w Szanghaju (zdj. nr 1).
Impreza z okazji owarcia naszej agencji hometutoringowej w Szanghaju (zdj. nr 2).
Aby szkolić innych zachodnich nauczycieli, stworzyliśmy formułę wysoce interaktywnego i energochłonnego nauczania przez zabawę. Kategoryczny zakaz robienia z dzieckiem zadań domowych, czytania i pisania (od tego jest zwykła szkoła), czy innych nudnych aktywności. Nasze metody angażowały wszystkie pięć zmysłów oraz różnorodne techniki i elementy, takie jak gry planszowe, zabawki, przedmioty domowe, interakcje z innymi członkami rodziny, prawdziwe jedzenie, odgrywanie ról itp.
Aby skrócić dystans między uczniem, a nauczycielem, przekroczyliśmy tradycyjne role. Nasi edukatorzy nie byli nazywani nauczycielami (laoshi老师), lecz starszymi braćmi (gege 哥哥) i starszymi siostrami (jiejie 姐姐).
Lekcje były podzielone na pięć kategorii, z równomiernym podziałem czasu na każdą, obejmujące dziedziny takie jak: Arts and Crafts (np. kolorowanie, rękodzieło, rysowanie itp.), Sports (gry obejmujące aktywności fizyczne), Music (śpiewanie, zabawy rytmiczne itp.), Drama (odgrywanie ról, korzystanie z kukiełek, teatr cieni itp.).
Wszystko pięknie się rozwijało, aż do momentu nadejścia… pandemii 🙁
Rok 2020. Będąc w kraju, który jako pierwszy został objęty restrykcjami i lockdownami, biznes został wstrzymany. Po 7 latach spędzonych na obszarze rzeki Jangcy i 12 latach za granicą ogólnie, byłem zmuszony wrócić do Polski.
Nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić, zainteresowałem się firmą edukacyjną ojca – nadal aktywną, jednak już nie działającą z takim rozmachem, jak w latach swojej świetności. A gasnącą również, ponieważ lockdowny, które szybko dotarły również na Stary Kontynent spowodowały, że wyjazdy na kursy zagraniczne również spowolniły.
Wtedy zrodził się pomysł na nowe przedsięwzięcie – JDJ International Open Schools. Wykorzystując kontakty z branży w USA i na całym świecie wynikające z 32-letniej działalności JDJ Bachalski na rynku edukacji zagranicznej, stworzyliśmy innowacyjny ekosystem edukacyjny, w ramach którego uczniowie w Polsce mogą uczyć się zdalnie w kierunku uzyskania amerykańskiego świadectwa maturalnego (akredytacja SACS CASI – a division of COGNIA) nie wychodząc z domu. Mówimy tu o edukacji zdalnej prowadzonej nie w stylu, jaki zaprezentowały placówki w Polsce (i nie tylko) podczas pandemii, ale takiej, która była prowadzona przez ekspertów zajmujących się edukacją zdalną na długo przed pandemią.
Historia zatoczyła koło. JDJ IOS to elastyczność, nie tylko dla uczniów, ale również dla naszego zespołu. Chociaż nasza siedziba i biura, z działem rekrutacji, administracją, księgowością, działem prawnym, mentorami, koordynatorami itd., znajdują się w Poznaniu, Gorzowie i Londynie, a nauczyciele, dostawca programu nauczania, doradcy szkolni ucznia (Student Counselors) w USA, ja obecnie pozdrawiam Was serdecznie z mojej ukochanej Azji, a konkretnie – z Bangkoku.
Elastyczne amerykańskie liceum (high school) oraz gimnazjum (middle school) ONLINE w ekosystemie edukacyjnym JDJ International Open Schools to przede wszystkim:
📚Praca we własnym tempie, w dowolnym czasie i miejscu,
🗓️Możliwość rozpoczęcia roku szkolnego w dowolnym miesiącu oraz ukończenia szkoły średniej przed czasem,
🎓Akredytowane, amerykańskie świadectwo maturalne uznawane przez uczelnie na całym świecie (również w Polsce),
🎯Spersonalizowany plan zajęć dostosowany do pasji i zainteresowań ucznia,
👩🏫Indywidualne konsultacje online z nauczycielami przedmiotowymi prosto z USA i wsparcie desygnowanego doradcy szkolnego ucznia (Student Counselor),
📝Indywidualne moduły lekcyjne pozbawione lekcji grupowych w obecności nauczyciela w czasie rzeczywistym, system oceniania kształtującego (zamiast podsumowującego),
🎓Zwolnienie z testów weryfikacyjnych z języka angielskiego (np. IELTS lub TOEFL) przy aplikacji na studia anglojęzyczne.
🌐Doskonalenie języka angielskiego, międzynarodowe wirtualne kluby szkolne i skrócone ścieżki rekrutacyjne na studia na całym świecie.
Chcesz dowiedzieć się więcej? 🧐Skontaktuj się z nami.
Kontakt / Dział rekrutacji uczniów:
📧 admissions@jdj-ios.com
📞 Tel.: +48 574 602 607
🏢 Biuro czynne od poniedziałku do piątku w godzinach 8:00 – 16:00. 🕗📅